i bardzo odbiegliśmy od wskazówki, jak jenerał Kowerski postanowił wykonać swoje zadanie: wybudować kościół w Iwieńcu, wznowić parafję i wyrobić pozwolenie na stałego proboszcza tegoż kościoła. Widzieliśmy, że stało się coś prawie nieprawdopodobnego: w Iwieńcu znów budowano murowaną świątynię katolicką. W sprawie zaś otrzymania stałego kapłana i wznowienia byłej iwienieckiej parafji wiele dopomógł wysoce humanitarny i uczynny sekretarz kancelarji metropolitalnej, ksiądz kanonik Franciszek Ostrowski. Popierał on prośbę jenerała Kowerskiego, wikarjusz zaś kapitulny archidjecezji mohylowskiej i administrator apostolski mińskiej djecezji, notarjusz apostolski, ks. prałat a obecnie biskup ks. Stefan Denisewicz, 15 września 1907 r. mianował kapelanem w Iwieńcu ks. Jana Kozilewicza, który wówczas był proboszczem przy kościele w Archangielsku, a 10 grudnia 1907 r. ks. biskup Denisewicz zawiadomił mohylowski rzymsko-katolicki konsystorz, że ministerstwo spraw wewnętrznych pozwoliło na koszt miejscowych katolików otworzyć samodzielną katolicką parafję w miasteczku Iwieńcu, a ks. Jan Kozilewicz został mianowany proboszczem Iwienieckiego kościoła. W tym czasie kościół stanął pod dachem, zawieszono dzwony, wprawiono okna i ułożono podłogę. Tylko woda jeszcze obficie sączyła się ze ścian. 

Trudno było parafianom podczas nabożeństwa, stojąc na cmentarzu, słyszeć głos księdza z dawnej kaplicy, dokąd nie można było wejść z powodu braku miejsc, i nie widzieć ołtarza, ku któremu dążyły wszystkie ich myśli i uczucia. Posłali więc oni deputację do jenerała Kowerskiego. Jenerał kazał sprowadzić wszystko, co było potrzebne do odprawiania nabożeństwa, i 23 grudnia 1907 r., w czwartą niedzielę Adwentu, odbyło się poświęcenie kościoła. Prócz proboszcza iwienieckiego, ks. Jana Kozilewicza, na poświęceniu obecni byli: ks. Jan Zarako-Zarakowski, proboszcz kamieński, ks. Franciszek Uliński, proboszcz z Pierszaj, ks. Jan Weber, proboszcz z Derewny i ks. Alfons Petrulis z Nalibok, djecezji wileńskiej. Sprawy osobiste nie pozwalały państwu Kowerskim przyjechać z Petersburga na poświęcenie, kościoła. Jednakże dzień 23 grudnia 1907 r. był niezawodnie pamiętny w ich życiu. Otrzymali oni depeszę, która ich głęboko wzruszyła: 

«Sz. Państwo! choć nic obecnym osobiście, lecz myślą, duszą biorącym udział w znamiennym dniu poświęcenia kościoła, zasyłamy serdeczne pozdrowienia».  

Depesza podpisana była przez wszystkich księży i obywateli: pp. Tukałło, Baranieckich, Żebrowskich. Reszta parafjan iwienieckich składała się z mieszczan i włościan. Pierwsi ułożyli i, — ledwie krzyż zabłysnął na wieży świątyni kościelnej w Iwieńcu – 23 grudnia, wysłali pp. Kowerskim następujące pozdrowienie: 

«W dniu dzisiejszym, tak szczęśliwym i radosnym, którego oczekiwaliśmy z takiem upragnieniem, i który pozostanie pamiętny na zawsze dla nas wszystkich, składamy u stóp Jaśnie Wielmożnych Państwa najszczersze podziękowanie. Przed trzema laty, gdy przybyliście do nas, jako wysłańcy nieba i zwiastuny szczęśliwej nowiny, nie było na tem miejscu ani jednego kamienia, ani jednej cegły; dziś zaś stoimy wobec wspaniałej świątyni, która wzniosła się dzięki ofiarności J.W. Państwa. Nie żałowaliście pracy ani kosztów, szliście wytrwale do raz wytkniętego celu, pomimo różnorodnych przeszkód. Dziś cel ten został osiągnięty, gdyż świątynia otwarła swe podwoje i stała się przybytkiem Boga Najwyższego na ziemi. Dziękujemy Wam od wybranych dusz, dla których szerzenie chwały Bożej jest najpierwszem zadaniem, a kościół najmilszem schronieniem. Dziękujemy od siwowłosych starców, którzy przeżyli okres czterdziestoletniej niewoli, a teraz wznoszą załzawione oczy i drżące dłonie, błogosławiąc J. W. Państwa, jak niegdyś Izraelici po powrocie z niewoli Babilońskiej błogosławili Ezdrasza. Dziękujemy od niewiast chrześcijańskich, które w tej świątyni będą czerpać siły do wykonania trudnych obowiązków małżonek, matek i kapłanek domowego ogniska. Dziękujemy od młodzieńców i dziewic, które wtenczas staną się prawdziwą ozdobą społeczeństwa i ziszczą pokładane tak piękne nadzieje, jeżeli będą wierni prawom i zasadom kościoła. Wreszcie od wszystkiego zebranego tu tłumu, który zgromadziła tak rzadka uroczystość i w którym zapewne nie brak przedstawicieli z całego powiatu mińskiego i ościennych parafij, a którzy do domów swoich poniosą szczęśliwą nowinę dokonanej uroczystości — zanosimy najszczersze dzięki i z głębi serc naszych życzymy: żyjcie dla nas jak najdłużej, żyjcie i cieszcie się dokonanem dziełem, szlachetni dobrodzieje nasi! Najniżsi słudzy, mieszkańcy Iwieńca». 

Nie pytając o pozwolenie pp. Kowerskich, zamieściliśmy to pozdrowienie, gdyż są to ludzie, jak powiedziano w No 2 miesięcznika «Straż Imienia Marji», rzadkich cnót obywatelskich i niezrównanej pokory. Ze swego dobrodziejstwa nie szukali oni żadnego rozgłosu, lecz zrobili tę ofiarę rzeczywiście tylko dla miłości Pana Boga i dla pożytku biednych ludzi. 

P.S. Wielu interesuje się, co kosztowała budowa kościoła? Kwestja to bardzo drażliwa; kategoryczna odpowiedź jeszcze więcej jest trudniejszą i z góry prosimy wybaczyć, jeżeli pozwolimy sobie do pewnego stopnia oświetlić to pytanie, na podstawie tego, co do nas doszło. 

Gdy otrzymano pozwolenie na budowę kościoła, zapał nie do opisania uniósł wszystkich. Lista została pokryta podpisami i setkami rubli, które miano zaofiarować; byli i tacy, którzy obiecali doglądać przyjęcia materjałów i należytego ich użycia. Utworzono komitet z mieszczan, włościan i obywatela inżyniera-technologa p. Konstantego Tukałło. Budowa odbywała się w korzystnych warunkach:

1) woda tuż,
2) cegła była przygotowywana o 1
2 wiorsty i przewóz nic nie kosztował,
3) drzewo na cegielnię i na deski kupowano blisko i niedrogo. 

Robotnicy mogli być miejscowi, lecz niestety, od pierwszych dni powstało nieporozumienie miedzy dziesiętnikiem i miejscowymi technikami; trzeba było wyszukiwać i drogo wynajmować mularzy, a nawet cieśli po za Iwieńcem. Ofiary pieniężne nie doszły 3;000 rb. Główniejsze: ś, p. Alina Tukałło 1,000 rb., ks. Luc. Szczerba zebrał 1,079 rb, 35 k., Tad. Ostrowski 300 rb., ś. p. S. Konarzewski 200 rb., p. Piotr Tukałło 100 rb., pp. Konarzewscy 71 rb. 35 k. Wspomnimy też o bezpłatnej zwózce materjałów dla kościoła przez okolicz­nych włościan, wynoszącej najmniej kilkaset rubli. Wojna i rewolucja zrodziły nędzę, prawie każdy z mieszkańców potrzebował omal że nie codziennego kawałka chleba. Ledwo błysnęło wiosenne słonko, mularze rozbiegli się jak owce, w Iwieńcu pozostali starcy, kobiety i dzieci. Nie było człowieka, coby zechciał wlać duszę do całego przebiegu robót i systemu obstalunków. Po poświęceniu fundamentów, była chwila, kiedy robota stanęła. Jenerał Kowerski był wtedy w Petersburgu, o 1,000 wiorst od Iwieńca, i czuł się nieco winnym tej przerwy w robocie. Zgodził się on na budowę kościoła sposobem gospodarczym, ale niestety, nie zorganizowano ścisłej rachunkowości. Bez należytego zastanowienia się, on obstalował i potem opłacał 

oszklenie okien — 908 rb. 70 kop., 
posadzkę — 808 rb. 55 kop., 
balaski — 200 rb., 
ambonę — 400 rb., 
dzwony — 890 rb. 65 kop., 
ołtarz z dwoma obrazami — 1,800 rb., 
innych wydatków na kościół — 200 etc.; 

dużo jeszcze brakuje niezbędnych utensyljów kościelnych, potrzebnych do codziennego użytku, a on wydał na to 1,000 rb. Postępując tak, jen. K. niewidzialnie demoralizował niewielu zamożniejszych miejscowych mieszkańców i oni nie chcieli odmawiać sobie w niezbyt gwałtownych potrzebach i oszczędności swe nieść w ofierze na kościół. 

Wydano obecnie przeszło 27,000 rb., a kościół jeszcze nie wymalowany wewnątrz, organów niema, plebanję dopiero zamierzono budować, etc. Jenerałowi dostatecznie było telegraficznego lub listownego zawiadomienia kasjera inżynier-technologa, p. Konstantego Tukałły, że: «w kasie nie ma pieniędzy», i pieniądze na czas zdążały, dla pokrycia wszystkie rozchodów. Z rachunków p. Tukałły, na co wydatkowano pieniądze, przez niego otrzymane w ciągu budowy, widzimy, że na zakupienie materjałów i opłatę robotników, od początku do końca robót, wydano 21,188 rb. 92 k. 

Pytanie, o ile rozchód ten był produkcyjny, zostaje obecnie otwarte. Niewątpliwie jednak wszystko zdobywano i robiono przypadkowo; nie było wodza, któryby zdusił chociaż małe utarczki ludzi złej woli, co przyczyniało się do przewleczenia i drożyzny budowy. Musimy zatem oddać słuszność jen. Kowerskiemu. że przy takich okolicznościach uważał za niegodne złożyć broń.

spis części tej książki                                                    dalszy tekst