Józef Jan Kuźmiński "Z Iwieńca i Stołpców Do Białegostoku"

Wojna (cd.)

Od południa na drodze Starzynki - Rubieżewicze - Stołpce gromadzi się tabor, piechota, kawaleria, CKM-y, kwatermistrzostwo - dowództwo. Około 1600 podjeżdża 5 łazików z niemiecką żandarmerią. Stoją na końcu kolumny. Przejeżdżający por. "Kula" (Franciszek Rybka - spadochroniarz z Anglii) mówi, żeby dobrze pilnować Niemców - samochody się przydadzą. Upał. Czekamy na przybycie kompanii naszej piechoty stacjonującej w Rakowie. Wreszcie około godz. 1800 ruszamy. Koło Rubieżewicz dopędza nas kompania rakowska. Mają też swoich Niemców - żandarmów - czterech. W czasie nocnego marszu towarzyszą nam przeloty sowieckich samolotów rzucających girlandy świec na spadochronach, które oświetlają nam drogę, nasze tabory, postacie ludzkie. Jadę na rowerze trzymając się fury taborowej. Rano 30 VI stajemy w lesie koło Zasula. Posiłki z kuchni polowych. Ze szpitala skierowano do pododdziałów lekko rannych i chorych. Pozostało z ciężej rannymi i chorymi 10-25 wozów. Pogoda śliczna - upal. Ruszamy dalej na Stołpce. Jest już ciemno gdy giną nam nasi sprzymierzeńcy skręcając gdzieś w boczną drogę przed Stołpcami. Około 2200 w masie odstępujących na Zachód Niemców przedziera się też i nasza porozrywana kolumna, pokonując most na Niemnie. Idę za motocyklem, który ma z tyłu gąsienice zamiast kół i dwa siedzenia oparciem zwrócone do kierowcy, siedzi na nich dwóch Niemców. Parno strasznie. Nie było mowy by wpaść na Polną i pożegnać się z rodziną. U wylotu mostu stoją nasi kawalerzyści i skierowują nadchodzących na drogę po prawej stronie od traktu, każąc czekać na dojście całości. Padam obok drogi na murawę i natychmiast zasypiam. Była noc gdy kopniak w pośladki podrywa mnie na nogi. Idziemy. Wioska. Szpital dostaje kwaterę w jakimś chutorze. Dość duży dom. Wozy taborowe stoją na obszernym dziedzińcu. Rano lustrują teren. Za stodołą lotnisko samolotów wywiadowczych, oraz skład z paliwem. Około południa opuszczany kwatery. Gdy kolumna rozciągnęła się po trakcie wzbijając tłumy kurzu nad nami rozegrała się walka powietrzna myśliwców sowieckich i niemieckich na pułapie może l km. Idąc dalej przechodzimy drogę do Mira, w którym przed wojną na zamku spożywałem wraz z Ciotką obiady u księcia - Mirskiego. Drogą jechały kolumny sanitarek, musieliśmy je przepuścić. Nadjechał por. "Kula" (Franciszek Rybka - z-ca dowódcy oddziałów por. "Góry") i z uśmiechem na ustach zwrócił się do mnie "przydałyby się co?"


str. 98, Kawalerzyści grupy AK Stołpce - 27 p. uł. I Plutonu

l VII wieczorem zbliżyliśmy się do jakiejś wioski. Zostaliśmy ostrzelani. Bój trwał przez parę minut. Nieprzyjaciel (nie wiadomo kto) wycofał się. Ponieśliśmy straty. Było dwóch zabitych i około 20 rannych, których wieczorem w świetle kaganków i jakichś lamp opatrywaliśmy do późnych godzin nocnych. Między innymi ranny był dowódca II szwadronu plut. Józef Niedźwiecki. 2 VII byliśmy koło Kołdyczewa, gdzie mieścił się niemiecki obóz koncentracyjny. Zatrzymaliśmy się. Chłopcy - a był już wieczór - pojechali sprawdzić, czy są jeszcze więźniowie. Wywiązał się bój z obsługą. Mówiono o tym, że zabito 10 SS-manów. Więźniów już nie było. W tym czasie szedłem koło naszych wozów, na których leżeli ranni z poprzedniego dnia. Zatrzymała mnie strzelanina i rozmowy w lesie. Myślałem, że są tam nasi chłopcy, więc usiłowałem poprzez strzelaninę czegoś się dowiedzieć. Przerwa. Słyszę w lesie mowę rosyjską. Jedna z postaci, która wyszła z lasu, żąda bym przyprowadził "komandira" - "siej czas" - powiedziałem i chłopcom po cichu wydałem rozkaz zawrócenia. Może po półkilometrowym odcinku natrafiłem na naszych kawalerzystów. Po jakimś czasie zebrała się nasza kolumna taborowa, pojawiła się piechota i kawaleria. Szliśmy dalej na Zachód. Nad ranem na końcu kolumny zauważyłem, może ze 100 rozbrojonych żołnierzy Wehrmachtu - mówili, że "Iwan" - nadchodzi. Rzekę Szczarę płynącą koło Słonima, gdzie jak mówili chłopcy, jest granica między Białorusią a Rzeszą Niemiecką pokonaliśmy po moście pilnowanym przez białoruską policję w godzinach porannych. Przed zbliżaniem się do mostu zarządzono ostre pogotowie. Przeszliśmy bez kłopotu. Po pokonaniu szosy Słonim -Wołkowysk napotkaliśmy w lesie pancerną kolumnę niemiecką przez środek której przejechaliśmy obdarowywani cukierkami przez pancerniaków.

Pewnego dnia pod wieczór zbliżyliśmy się do dużej wioski. Rozpoznanie doniosło, że wieś jest obsadzona przez oddziały kolaborujących Kozaków. Zarządzono ostre pogotowie. Kawaleria poszła wzgórzem znajdującym się po lewej stronie drogi i łąkami po prawej. Przejechaliśmy wśród szpaleru karabinów maszynowych skierowanych na nasze tabory. Bez incydentu. Może dlatego, że na czele naszej kolumny obok dowództwa jechali żołnierze ochotnicy holenderscy. Niedaleko Izabelina spotkaliśmy jakąś jednostkę niemiecką, od której pobraliśmy prowiant. Zbliżaliśmy się do Białegostoku. Mówiono, że jest do miasta 16 km. Około 10 VII rankiem wjechaliśmy do wsi Ryboły przejeżdżając koło dwóch cerkwi. Zbliżaliśmy się do mostu żelaznego na rzece Narwi. Most i otoczenie było obstawione bunkrami ze stanowiskami CKM-ów. Obsługa niemiecka. Wszystko to było otoczone zasiekami z drutu kolczastego ustawionymi w parę rzędów. Mówiono, że chłopcy poprzecinali linię telefoniczną Białystok - Bielsk Podlaski. Za mostem na górce stal biały murowany domek - otoczony też zasiekami z kolczastego drutu, przy którym stała grupa żołnierzy niemieckich obserwujących przemarsz naszej z gotową do strzału bronią - kolumny. Po przejściu mostu skręciliśmy na wieś Rajsk - spacyfikowany przez Niemcy, jak mówili tutejsi ludzie Pod wieczór stanęliśmy niedaleko miasteczka Brańsk ze strony którego dochodziły wybuchy bomb. Okolica była oświetlona lampionami na spadochronach. Następnego dnia podeszliśmy pod Ciechanowiec w okolicach którego zanocowaliśmy. 15 VII 44 r. wpław pokonaliśmy Bug i zanocowaliśmy w Dzierzbach, gdzie w niedzielę 16 VII odbyła się defilada. Byliśmy bardzo gościnnie przyjmowani prze miejscową ludność, która była też świadkiem naszej walki z Niemcami w czasie której zdobyto samochód osobowy, bodajże "Citroen" zabijając 4 SS-manów. Samochodem zdobywczym jeździł po Dzierzbach kpr. Stanisław Krajewski z kawalerii.


str.100, Oddziały AK Stołpce w marszu

Po opuszczeniu Dzierzb w odległości 2 km od miejscowości w lesie rozstrzelali dwóch żandarmów z posterunku w Rakowie. Tego też dnia, chyba 17 VII nasza II kompania szła w rozpoznaniu (stanąłem do raportu koło Izabelina i poprosiłem dowódcę por. "Górę" o przeniesienie mnie do linii by dzielić trudy zwykłej żołnierza). W pewnym momencie por. "Strzała" (Witold Lenczewski - płk LWP mieszka w Łodzi) dowódca II kompanii wzywa mnie do przodu. W małym lasku zobaczyłem paru rannych żołnierzy ubranych w polskie mundury oraz grupę stojących też w mundurach khaki. Por. "Strzała" kazał mi się zająć rannymi żołnierzami. Jeden, pamiętam, był ranny w prawe udo. Porobiłem opatrunki i  na polecenie por. "Strzały" dałem tej grupie materiał opatrunkowy z posiadanych zapasów. Była to grupa Armii Ludowej lub Batalionów Chłopskich zdążająca w kierunku Lublina, która usiłowała przejść szosę Warszawa - Siemiatycze po której krążyły gęsto patrole niemieckie. Poszła z nami. Około 10-1100 nasza kawaleria i piechota uderzyła na posuwającą się szosą (asfalt lub smołówka) kolumnę samochodów niemieckich. Gdy przejeżdżałem szosą paliło się parę niemieckich samochodów i leżały trupy zabitych Niemców. Pod wieczór tegoż dnia nasza kawaleria wzięła do niewoli 50-60 ludzi z oddziałów Kamińskiego czy Własowa plądrujących polskie wioski. To było w okolicach Węgrowa. Zdobytą bronią załadowano parę wozów. Następnego dnia wziętym jeńcom dano do powożenia nasze tabory. Wszyscy oni szli po prawej stronie wozów. W starym przetrzebionym lesie, przez który prowadził trakt i którego lewą stroną poruszała się kolumna jak na jakiś sygnał wszyscy jeńcy rzucili się do ucieczki w las na prawo. Zagrzmiały nasze strzały. Nie wiem czy któryś z nich uszedł z życiem. Tabor nie zatrzymywał się - szedł dalej. Wieczorem osiągnęliśmy rejon miejscowości Stoczek - Kałęczyn. W tym rejonie miał miejsce następujący incydent. Sołtys chyba Kałęczyna (a może innej wsi) dostał polecenie od naszego dowództwa przygotowania paszy dla oddziału i chyba zakaz wykonania polecenia przez administratora leżącego opodal majątku, którego przed wojną był właścicielem. Nadjechałem rowerem na taką scenę. Mężczyzna w sile wieku ubrany w biały żakiet, bryczesy, oficerki, czerwony na twarzy okładał jakimś kijem człowieka stojącego przed domem z tabliczką "Sołtys". Obok stali nasi kawalerzyści. Na to wszystko nadjechał konno por. "Góra". Zapytał kawalerzystów - co tu się dzieje? Po relacji kawalerzystów kazał dać lanie panu administratorowi jako temu, który nie wykonuje poleceń polskiej władzy. Tu też pozbyłem się roweru - który sprzedałem za dwa górale (1000 złotych). W tych okolicach zastała nas wiadomość o zamachu na Hitlera. Spekulacje wśród żołnierzy były różne - włącznie do końca wojny. Na razie wieczorem 21 lub 22 VII pokonaliśmy tor kolejowy koło stacji Małkinia, chyba w odległości 6 km od miasta. Na szlaku były widoczne świecące się semafory, a w domach położonych koło torów - migały światełka. Znaleźliśmy się nad Bugiem. Na łąkach rozrzucone tabory wojsk kolaboracyjnych a także osób cywilnych. Nocujemy w jakichś wioskach. Kolejnego dnia przejeżdżamy przez Benjaminów - Legionowo, gdzie w fortach widać wojska kolaboranckie. Pod wieczór jesteśmy w Nowym Dworze.

Postój przed przejściem mostu na Wiśle. Stoję ze swoją kompanią vis a vis wojennego szpitala niemieckiego. Ze mną stoi por. "Dźwig" (Witold Pełczyński) i plut. Biblik z kwatermistrzostwa. Podchodzi chłopiec lat 10-12 i pyta: - czy wy jesteście Polacy?

Por. "Dźwig" odpowiada, że tak. - To dlaczego do Was Niemcy nie strzelają? Sram ja na takich Polaków! I uciekł. Uśmieliśmy się z małego patrioty. Zarządzono ostre pogotowie bo komplikowała się sprawa przejścia. Pod wieczór droga wolna. W asyście wojsk pancernych przechodzimy Wisłę. Niemcy patrzą ze zdziwieniem! Polacy z Niemcami?

W asyście niemieckich wojsk pancernych przechodzimy Wisłę. Niemcy patrzą ze zdziwieniem! Polacy z Niemcami?

Posuwaliśmy się szybko w kierunku Warszawy drogą oświetloną przez flary na spadochronach oraz myszkujących po niebie reflektorów obrony przeciwlotniczej, okładanej bombami sowieckimi. Była już dobra noc, gdy stanęliśmy w miejscowości Dziekanów-Polski, Kełpin. Na drodze w Dziekanowie stało parę samochodów niemieckich a w nich granaty, w które częściowo zaopatrzyli się chłopcy. Samochody po kilku chwilach odjechały. Entuzjastycznie przyjęła nas zdezorientowana ludność wskazująca miejsca w których była przechowywana broń z 1939 roku. Z jeziorek leżących niedaleko Wisły wyciągnięto karabiny, rkm-y a nawet przeciwpancerny karabin polski z trzema sztukami amunicji, liczne bagnety, hełmy. Przeprowadzono przegląd oddziałów liczących już ponad 1200 ludzi. Może to było 25 lub 26 VII w godzinach przedpołudniowych kręciłem się wokół wystawionych od szosy Warszawa-Modlin posterunków ubezpieczających. Do jednego z nich zmierzało dwóch czy trzech mężczyzn, (jeden był z rowerem) którzy chcieli rozmawiać z dowódcą. Powiedziałem im, że dowódcy nie ma, ale jest zastępca por. "Kula", do którego ich podprowadzam mówiąc, że ci panowie chcą z nim rozmawiać. Por. "Kula" wychodził akurat ze stodoły. Był to dowódca VIII rejonu AK kpt. "Szymon" (Józef Krzyczkowski) w asyście swoich wywiadowców. Otrzymaliśmy od Niemców z twierdzy Modlin zaopatrzenie w amunicję, żywność, furaż, bo jak niosła fama - już dawno chcieli skierować nas na front sowiecki. 28 VII pod wieczór kolumna taborowa ustawiła się na szosie w kierunku Modlina i jakiś czas drogą posuwała się by w pewnym momencie skręcić w kierunku lasów - Puszczy Kampinoskiej.

spis części tej książki                                                                         dalszy tekst